-->

piątek, 10 stycznia 2014

Coś czego szczerze nienawidzę. Prolog

Prolog cz. I


        -Siostrzyczko, siostrzyczko! Nigdzie nie pójdziesz prawda?- chłopiec o jaśniutkich włosach przytulił się do dziewczynki. Ta uśmiechnęła się i pogłaskała go po włosach.
-Itou, muszę. Obiecuję, że po ciebie wrócę. Chociaż miałoby minąć tysiące lat, znowu będziemy razem. A teraz uśmiechnij się i biegnij do cioci. – odpowiedziała i pocałowała chłopca w czoło. Itou odwrócił się i pobiegł do młodej kobiety, a ona wzięła go na ręce po czym odeszła w stronę wioski.
-Tylko tak cię mogę ochronić braciszku…- powiedziała a z jej oczu poleciały rzewne łzy. Zaczęła łkać i opadła na kolana, zwieszając głowę w dół.

                Blondynka stała przed wejściem do ogromnej jaskini.  Weszła do niej i rozległ się przerażający ryk, który wystraszył wszystkie ptaki z koron drzew.
-WIEM, ŻE TAM JESTEŚ RUBIS!- wrzasnęła, a ze ścian wyrwały się wszystkie drogocenne kamienie, które skierowały się w jej stronę.
-Kim jesteś i czego chcesz?- głuchy szept rozniósł się po jaskini. Blondynka przełknęła ślinę i przygryzła wargę. Nabrała powietrza i powiedziała:
-Jestem Ayumi! Chcę, żebyś mnie uczył smoku!
Głośny, przeraźliwy śmiech obił się o jej uszy. Z głębi groty wyłonił się ogromny szmaragdowy stwór o krwawym odcieniu oczu.
-Prosisz mnie o coś takiego a emanujesz przerażeniem. Masz tupet i muszę przyznać, że jesteś odważna co ciekawie łączy się z twoją głupotą!- warknął i wyszedł na zewnątrz. Dziewczyna wybiegła za smokiem. On usiadł i spojrzał na dziewczynkę.
-Więc Ayumi, czemu chcesz żebym cię uczył?- spytał
-Bo chcę się zemścić za brata! Bez siły czy mocy nigdy mi się to nie uda!- powiedziała i usiadła naprzeciwko Rubis’a.
-Skoro tak, zgadzam się. Nauczę cię wszystkiego co umiem. Czytać, pisać oraz posługiwać się magią kryształu, jednak kiedyś zapłacisz za to ogromną cenę. Jesteś gotowa?
-Oczywiście! Nie ważne czym będzie ta zapłata!
Smok ponownie się roześmiał, kryształy, które jeszcze przez chwilę celowały w Ayumi wróciły na swoje miejsce.

                -Rubis! Rubis, gdzie jesteś?!- blondynka krzyczała i chodziła po całej jaskini. Znała ją na pamięć. Każdy zakamarek, zakręt. Grota przypominała jeden wielki labirynt , w której na ścianach było wiele drogocennych kamieni. Wybiegła na zewnątrz. Niebo było szare i zaczął padać deszcz.
-TATO, GDZIE JESTEŚ?!- wrzasnęła na cały głos i zaczęła biec przed siebie. Rozpłakała się i nie patrzyła na drogę. Potknęła się o mały kamień i upadła na błotnistą ziemię.  Nie podniosła się, płakała nadal nie przejmując się brudem i panującym zimnem. Nim się zorientowała zasnęła z przemęczenia.

                Otworzyła oczy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Niebieskawe ściany i brązowa podłoga. Podniosła się i zeszła z łóżka.
-G- gdzie ja jestem?- spytała samą siebie jednak nie musiała się długo nad tym zastanawiać, bo do pokoju weszła starsza kobieta.
-Jesteś w gildii Lamia Scale.- powiedziała i postawiła na biurku ciepłe kakao i ciasteczka.
-Gildii?- powtórzyła dziewczynka i spojrzała na kobietę.
-Tak, zabrałam cię tutaj z lasu. Powiedz malutka, jesteś magiem?- spytała biorąc do ręki ciastko i podając je blondynce.
-T- tak… Chyba. Wychował mnie Rubis i nauczył magii kryształu.- odpowiedziała i zjadła smakołyk. – Tylko, że tata zniknął…
-Odnajdzie się. Powiedz, chciałabyś zostać tutaj ze mną do czasu, aż nie odnajdziemy twojego taty?- kobieta uśmiechnęła się do małej.
-MOGĘ? – spytała rozradowana.
-Oczywiście. To jak zostaniesz członkinią gildii Lamia Scale?
-TAK!- krzyknęła i przytuliła się do kobiety, a ona umieściła na jej prawym ramieniu znak oznaczający przynależność.

                Młoda dziewczyna ćwiczyła na placu treningowym ataki do celu. Właśnie szykowała się do ostatniego ataku, gdy jej diamenty w trakcie lotu zostały zamrożone.
-C..CO TO MA BYĆ DO CHOLERY?!- wrzasnęła patrząc jak diament rozbija się wraz z lodem o ziemię. Podeszła do mieniących się kawałków i podniosła odłamki.
-Zatrzymałaś mi mój atak!- usłyszała za sobą krzyk. Odwróciła się i jej oczom ukazała się sylwetka dobrze rozbudowanego młodzieńca. Miał jasnoniebieskie włosy i czarne, krucze oczy.
-To ty zatrzymałeś mój! I kim ty w ogóle jesteś?!- odpyskowała i podniosła się z ziemi.
-Lyon, Lyon Vastia. Jestem nowym członkiem Lamia Scale. – zamurowało ją. On, nowym członkiem? No chyba żart!
-Że co?
-To co słyszałaś a teraz mogłabyś nie wchodzić mi w cel?- powiedział wskazując tarczę do, której razem strzelali.
-Jeszcze czego! To moja tarcza!- warknęła przygotowując się do ataku, jednak celowała w chłopaka.
Ten traktując to jak zaproszenie wycelował w dziewczynę lodową strzałą.
-Kurwa…- mruknęła, będąc na ziemi. – Za kogo ty się niby uważasz co?! Ryk diamentowego smoka!- wrzasnęła atakując chłopaka miliardami drobnych rubinów.
-Dzieciaki przestańcie!- do Sali treningowej weszła starsza kobieta.
-Babciu!- powiedziała pod nosem blondynka.
-Ayumi, Lyon uspokójcie się. Niedługo zdemolujecie całe pomieszczenie!- wrzasnęła staruszka i zdzieliła oboje po głowach.
-Przepraszam.- powiedzieli razem i spojrzeli na siebie wzrokiem „zabiję cię”. –Idę na górę.- znów w tym samym czasie się odezwali.
-PRZESTAŃ!- ponownie.
-Ghrrr..- i znowu. Poszli na górę i usiedli przy barze pijąc sok pomarańczowy, nadal się do siebie nie odzywając.
                Ich wojna toczyła się z dnia na dzień co raz gorzej. Cała gildia przyzwyczaiła się do tego stanu a oni już tak bardzo źle na siebie nie wpływali. Lyon ignorował i lekko docinał dziewczynie, zaś Ayumi nadal była względem niego wredna i pyskata. Zmienić tej sytuacji, nadal nikomu się nie udało.
~Ayumi